Przyzwyczajeni
jesteśmy, mówię o kinie hiszpańskim, choć w całej Europie jest podobnie, do
produkcji z dużym dofinansowaniem. Lista sponsorów jest najczęściej dość długa,
minimum jeden instytut filmowy, duża fundacja, często ministerstwo kultury,
jedna lub więcej stacji telewizyjnych. Tak również było w przypadku koprodukcji
kolumbijsko-hiszpańsko-francuskiej, „Operacja E”, którą opisałam przed kilkoma
dniami. Jeszcze raz powiem: wspaniały film.
Kolejna propozycja
z Kolumbii, którą miałam okazję obejrzeć to „Makowe pola” (Jardín de amapolas) w reżyserii Juana Carlosa Melo Guevary. I tu zaskoczenie, produkcja: Cine Juan
Carlos Melo Guevara i Maja Zimmermann, patronat: Kolumbijski Instytut Filmowy
i… koniec. Nie często mamy okazję oglądać filmy młodego reżysera, który sam lub
prawie sam je wyprodukował. Guevara zaczął pracę nad "Makowymi polami" w 2007. Zgłosił projekt scenariusza na konkurs w Instytucie
i, mimo że temat przez niego opisany jest niewygodny dla Kolumbii, dostał
niewielkie dofinansowanie. Post-produkcję ukończono w tym roku. To znaczy, że cały
proces trwał dość długo.
Film pokazano na festiwalu filmowym w Cartagenie, gdzie został ciepło przyjęty. WFF to pierwszy zagraniczny festiwal, na którym można obejrzeć „Makowe pola” i jest to prawdziwy przywilej. Przy bardzo małym budżecie udało się zrobić film, który, ze względu na swoje walory dramaturgiczne i estetyczne zostaje widzowi na długo w pamięci. Aktorzy, w tym dwójka dzieci to naturszczycy z regionu, w którym był kręcony film i z którego pochodzi Juan Carlos Melo Guevara. Przygotowanie Luisa Burgosa (Simón) i Pauli Paez (Luisa) do roli trwało rok. Technicy pracujący nad filmem również pochodzą z tego regionu, sam reżyser i scenarzysta w jednej osobie nie ukończył studiów w szkole filmowej, a jednak mamy do czynienia z kinem przez wielkie K.
Film pokazano na festiwalu filmowym w Cartagenie, gdzie został ciepło przyjęty. WFF to pierwszy zagraniczny festiwal, na którym można obejrzeć „Makowe pola” i jest to prawdziwy przywilej. Przy bardzo małym budżecie udało się zrobić film, który, ze względu na swoje walory dramaturgiczne i estetyczne zostaje widzowi na długo w pamięci. Aktorzy, w tym dwójka dzieci to naturszczycy z regionu, w którym był kręcony film i z którego pochodzi Juan Carlos Melo Guevara. Przygotowanie Luisa Burgosa (Simón) i Pauli Paez (Luisa) do roli trwało rok. Technicy pracujący nad filmem również pochodzą z tego regionu, sam reżyser i scenarzysta w jednej osobie nie ukończył studiów w szkole filmowej, a jednak mamy do czynienia z kinem przez wielkie K.
Po pierwsze sama historia jest bardzo ciekawa, patrzymy na wojnę w
Kolumbii oczami dziecka. To nie dzieci są narratorami, ale widzimy jak odnajdują
się trudnej sytuacji, w co się bawią, na co muszą uważać. Mieszkają na prowincji, gdzie partyzantka FARC i
siły wojskowe (Paramilitares) toczą zaciekłe walki i gdzie najbardziej intratnym
zajęciem jest uprawa maku. Obecnie kwestia
bezpieczeństwa tym kraju wydaje się być
lepsza, konflikt mniej krwawy, jednak wiemy, bo potwierdza to reżyser, że
inspiracją wielu scen były autentyczne wydarzenia. To sprawia, że przekaz jest
silniejszy, bardziej wzrusza.
Drugim, niezbywalnym, atutem tego filmu jest
bardzo wysmakowana estetyka, piękne zdjęcia, ograniczona gama barwna, dbałość
o szczegóły. Jak przyznaje reżyser niektóre sceny dokręcane po roku, aby
osiągnąć spójność stylistyczną: chodzi o mgłę spowijającą góry w pierwszej
scenie i mgłę na drodze, którą sfilmowano dużo później, kiedy pozwoliły na to warunki
atmosferyczne. Prawie wszystkie zdjęcia wnętrz zostały nakręcone w jednym
wynajętym na miesiąc pomieszczeniu, a jednak scenografii niczego nie brakuje. Zabiegi,
które po projekcji zdradził nam Juan Carlos Melo Guevara to przykład
improwizacji, lecz widz tego nie zauważa.
Montaż jest bardzo dobry, końcowa scena piękna,
oko cieszą także szczegóły takie jak wkomponowanie napisów na początku filmu
w kadr.
Nie wiem w jakim tempie pracowałby Guevara gdyby miał do dyspozycji
większy budżet. To jego pierwsze dzieło. Będę z niecierpliwością czekać na
kolejne. Nie ze względu na styl, a przez dbałość o szczegóły, samodzielność i
wiek, w jakim zaczął pracę nad filmem jestem skłonna porównać Juana Carlosa
Melo Guevarę do Xaviera Dolana. Myślę, że to kolejny denerwująco utalentowany
gówniarz.
Jest jeszcze okazja
do obejrzenia tego filmu. Kolejna i ostatnia projekcja odbędzie się w piątek
(19.10) o godz. 16.15 w Multikinie, s.4. Film startuje w konkurencji 1-2. Zastanawiam się, jakie ma szanse, skoro seanse zaczynały się o 13.45 lub 16.15. Tym, którzy mogą
zdążyć do kina na 16 z minutami w piątek, serdecznie i gorąco polecam „Makowe
Pola”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz