Niedawno pisałam o fotografiach
Sary Facio, która uwieczniła na kliszy momenty z życia wielkich osobistości
kultury Ameryki Łacińskiej. To zdjęcia jej autorstwa jak i te, które zrobiła
Carol Dunlop, są dla mnie cennym elementem układanki pt. „Julio Cortázar”.
Prace Sary Facio można obejrzeć na fejsbuku, na stronie jej poświęconej.
Niestety albumu Buenos Aires, opatrzonego jej fotografiami nie można kupić w
Polsce. Zawsze żałuję, kiedy jedynym źródłem dostępu do prac wybitnego artysty
jest Internet.
Dlatego tak bardzo cieszy mnie fakt, że Instytut Cervantesa w Krakowie organizuje wystawę zatytułowaną
Atrament i światło.
Twórcy literatury hiszpańskojęzycznej w obiektywie Daniela Mordzinskiego.
Plakat pochodzi z materiałów prasowych Instytutu Cervantesa w Krakowie |
Od jutra
(18-go października) od godziny 18-tej, do 23-go listopada w Galerii Instytutu Cervantesa w Krakowie, przy ulicy Kanoniczej 12. będzie można obejrzeć prace artysty. Jak zapowiada
IC, będzie to pierwsza i na razie jedyna wystawa Daniela Mordzinskiego w
Polsce.
Jestem ogromnie wdzięczna Instytutowi za zorganizowanie takiej
ekspozycji i za przybliżenie nam interesującej postaci tego wspaniałego fotografa. Możliwość obejrzenia jego prac z bliska, zebranych w jednym miejscu
jest czymś wyjątkowym. To rodzaj spotkania ze wybitnymi pisarzami. Dziękuję za
informację i materiały dotyczące wystawy.
Oto bio fotografa z materiałów IC:
„Daniel Mordzinski (Buenos Aires, 1960) -argentyński fotograf o
polskich korzeniach, od kilku lat mieszkający w Paryżu- od ponad trzydziestu
lat pracuje nad ambitnym wyzwaniem, jakim jest przygotowanie „atlasu ludzi”
literatury hiszpańskiej i latynoamerykańskiej. Mordzinski, obdarzony niezwykłą
wrażliwością do wychwytywania esencji twórczości literackiej, stał się
największym obserwatorem trzech pokoleń twórców, fotografując najwybitniejszych
przedstawicieli literatury hiszpańskojęzycznej”.
Wśród
sportretowanych są: Jorge Luis Borges, Octavio Paz, Julio Cortázar, Gabriel
García Márquez, Mario Vargas Llosa, Robert Bolaño, Camilo José Cela, Ernesto
Sábato, Javier Marías, Carlos Fuentes czy Rafael Alberti.
Polecam oficjalną stronę artysty. Znajdziecie tam nie tylko zdjęcia
niezliczonej rzeszy osobistości (bo nie tylko pisarzy) ze świata hiszpańskojęzycznego,
ale również informacje o publikacjach opatrzonych nazwiskiem Mordzinskiego. Imponujący
dorobek!
Oficjalna strona artysty: http://www.danielmordzinski.com/fotografias/espania/
Godziny otwarcia wystawy:
Poniedziałek – Czwartek: 10:00–19:00
Piątek: 10:00–14:00
Wstęp wolny
Oto próbka twórczości fotografa.
Ernesto Sábato, fot. Daniel Mordzinski
Zdjęcie pochodzi z materiałów prasowych Instytutu Cervantesa w Krakowie |
Tym, którzy mają czas na dodatkową lekturę gorąco polecam piękny esej
autorstwa Luisa Sepúlvedy opisujący
Daniela Mordzinskiego. Ciekawa jestem nazwiska tłumacza eseju.
Niejaki Mordzinski…
Co roku, 12 lutego, staram się być w Paryżu, żeby razem z niejakim
Mordzinskim, odprawiać jeden z moich najbardziej ulubionych rytuałów: wybieramy
się na cmentarz Montparnasse, siadamy na brzegu grobu, w którym spoczywają
Carol Dunlop i Julio Cortázar, wyciągnamy z niebieskiej paczki dwa papierosy
Gitanes, wsuwamy zapalone cygaro w szczelinę między płytami i wypalamy je z
Wielkim Kronopiem opowiadając mu, co u mnie słychać.
A kiedy to robię, niejaki Mordzinski zabija czas czytaniem kartek, które
ludzie zostawiają dla Julia, od czasu do czasu pstryka zdjęcie, przegląda
miniatury w aparacie, wykonuje gesty, które tylko on sam rozumie i wreszcie
siada z uszami zaczerwienionymi przez paryskie zimowe temperatury.
Wtedy ja zastanawiam się, jak wspólnie spędzilibyśmy czas, gdyby los pozwolił
nam się spotkać parę dni przed 12-tym lutego 1984 roku, bowiem Cortázar również
był na swój sposób fotografem i choć wolał Polaroid, w jego sposobie patrzenia
widziałem podobieństwo do niejakiego Mordzinskiego.
A żeby nie zabrzmiało to jak zwykłe sympatyczne zdanie, pozwolę sobie je
wyjaśnić: z Cortázarem mieliśmy w zwyczaju bawić się w grę obserwacyjną, która
polegała na piciu mate i patrzeniu przez kuchenne okno na wewnętrzne patio jego
budynku. Siedzieliśmy tak i opowiadaliśmy sobie o tym, co widzimy. Pewnego
ranka zobaczyliśmy kobietę trzepiącą pierzynę, a Cortázar zapytał, co widzę. O
ile dobrze pamiętam, odpowiedziałem powtarzając ruchy kobiety, wtedy Wielki
Kronopio pokazał mi, co kryło się za tymi ruchami: opadanie drobniutkich
kawałeczków obumarłej skóry, włosów, resztek wyschniętej śliny, ale również
fragmentów snów, które, jeśli cierpliwie ich odszukać, można było ponownie
ułożyć w całość.
To dokładnie robi niejaki Mordzinski, kiedy usadza nas przed swoim aparatem
fotograficznym. Każe nam odszukać nasze zapomniane fragmenty, urywki nas
samych, to kim chcieliśmy być, a z czego zrezygnowaliśmy przez nieśmiałość, czy
absurdalne konwencje.
Po kliknięciu, widzimy się i zadziwiamy: ten gest ostatni raz wykonywałem
czekając na dziewczynę, kiedy miałem 17 lat, w ten sposób uśmiechałem się w
nędznym hotelu w Asunción, w ten sposób trzymałem papierosa udając Roberta
Mitchuma, co zapewniało mi powodzenie wśród dziewczyn.
Nagle czujemy się szczęśliwi i zakłopotani tym fragmentem nas samych, który
oddał nam Mordzinski, ale kiedy chcemy mu za to podziękować, okazuje się, że
już sobie poszedł, gdzieś daleko, i teraz zajmuje się pisarzami katalońskimi,
czy z Izraela, albo z miejsc, do których tylko on potrafi dotrzeć.
W tej chwili niejaki Mordzinski zapewne gdzieś tam się przechadza, robiąc
to, co potrafi najlepiej: przypomina nam zapomniane sposoby patrzenia,
kochania, odczuwania, zabawy i– bo taki właśnie jest ten niejaki Mordzinski -
szczęśliwy, bo uszczęśliwia przyjaciół.
Luis
Sepúlveda, Gijón, lipiec 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz