Bzik na Pinterest

czwartek, 18 października 2012

Atrament i światło. Wystawa fotografii Daniela Mordzinskiego.


Niedawno pisałam o fotografiach Sary Facio, która uwieczniła na kliszy momenty z życia wielkich osobistości kultury Ameryki Łacińskiej. To zdjęcia jej autorstwa jak i te, które zrobiła Carol Dunlop, są dla mnie cennym elementem układanki pt. „Julio Cortázar”. Prace Sary Facio można obejrzeć na fejsbuku, na stronie jej poświęconej. Niestety albumu Buenos Aires, opatrzonego jej fotografiami nie można kupić w Polsce. Zawsze żałuję, kiedy jedynym źródłem dostępu do prac wybitnego artysty jest Internet.

Dlatego tak bardzo cieszy mnie fakt, że Instytut Cervantesa w Krakowie organizuje wystawę zatytułowaną 

Atrament i światło.
Twórcy literatury hiszpańskojęzycznej w obiektywie Daniela Mordzinskiego.

Plakat pochodzi z materiałów prasowych Instytutu Cervantesa w Krakowie
 
Od jutra (18-go października) od godziny 18-tej, do 23-go listopada w Galerii Instytutu Cervantesa w Krakowie, przy ulicy Kanoniczej 12. będzie można obejrzeć prace artysty. Jak zapowiada IC, będzie to pierwsza i na razie jedyna wystawa Daniela Mordzinskiego w Polsce.
Jestem ogromnie wdzięczna Instytutowi za zorganizowanie takiej ekspozycji i za przybliżenie nam interesującej postaci tego wspaniałego fotografa. Możliwość obejrzenia jego prac z bliska, zebranych w jednym miejscu jest czymś wyjątkowym. To rodzaj spotkania ze wybitnymi pisarzami. Dziękuję za informację i materiały dotyczące wystawy. 

Oto bio fotografa z materiałów IC:
„Daniel Mordzinski (Buenos Aires, 1960) -argentyński fotograf o polskich korzeniach, od kilku lat mieszkający w Paryżu- od ponad trzydziestu lat pracuje nad ambitnym wyzwaniem, jakim jest przygotowanie „atlasu ludzi” literatury hiszpańskiej i latynoamerykańskiej. Mordzinski, obdarzony niezwykłą wrażliwością do wychwytywania esencji twórczości literackiej, stał się największym obserwatorem trzech pokoleń twórców, fotografując najwybitniejszych przedstawicieli literatury hiszpańskojęzycznej”. 

Wśród sportretowanych są: Jorge Luis Borges, Octavio Paz, Julio Cortázar, Gabriel García Márquez, Mario Vargas Llosa, Robert Bolaño, Camilo José Cela, Ernesto Sábato, Javier Marías, Carlos Fuentes czy Rafael Alberti. 

Polecam oficjalną stronę artysty. Znajdziecie tam nie tylko zdjęcia niezliczonej rzeszy osobistości (bo nie tylko pisarzy) ze świata hiszpańskojęzycznego, ale również informacje o publikacjach opatrzonych nazwiskiem Mordzinskiego. Imponujący dorobek!

Godziny otwarcia wystawy:
Poniedziałek – Czwartek: 10:00–19:00
Piątek: 10:00–14:00 
Wstęp wolny

Oto próbka twórczości fotografa.

Ernesto Sábato, fot. Daniel Mordzinski
Zdjęcie pochodzi z materiałów prasowych Instytutu Cervantesa w Krakowie
Tym, którzy mają czas na dodatkową lekturę gorąco polecam piękny esej autorstwa Luisa Sepúlvedy opisujący Daniela Mordzinskiego. Ciekawa jestem nazwiska tłumacza eseju.

Niejaki Mordzinski…
Co roku, 12 lutego, staram się być w Paryżu, żeby razem z niejakim Mordzinskim, odprawiać jeden z moich najbardziej ulubionych rytuałów: wybieramy się na cmentarz Montparnasse, siadamy na brzegu grobu, w którym spoczywają Carol Dunlop i Julio Cortázar, wyciągnamy z niebieskiej paczki dwa papierosy Gitanes, wsuwamy zapalone cygaro w szczelinę między płytami i wypalamy je z Wielkim Kronopiem opowiadając mu, co u mnie słychać.
A kiedy to robię, niejaki Mordzinski zabija czas czytaniem kartek, które ludzie zostawiają dla Julia, od czasu do czasu pstryka zdjęcie, przegląda miniatury w aparacie, wykonuje gesty, które tylko on sam rozumie i wreszcie siada z uszami zaczerwienionymi przez paryskie zimowe temperatury.
Wtedy ja zastanawiam się, jak wspólnie spędzilibyśmy czas, gdyby los pozwolił nam się spotkać parę dni przed 12-tym lutego 1984 roku, bowiem Cortázar również był na swój sposób fotografem i choć wolał Polaroid, w jego sposobie patrzenia widziałem podobieństwo do niejakiego Mordzinskiego.
A żeby nie zabrzmiało to jak zwykłe sympatyczne zdanie, pozwolę sobie je wyjaśnić: z Cortázarem mieliśmy w zwyczaju bawić się w grę obserwacyjną, która polegała na piciu mate i patrzeniu przez kuchenne okno na wewnętrzne patio jego budynku. Siedzieliśmy tak i opowiadaliśmy sobie o tym, co widzimy. Pewnego ranka zobaczyliśmy kobietę trzepiącą pierzynę, a Cortázar zapytał, co widzę. O ile dobrze pamiętam, odpowiedziałem powtarzając ruchy kobiety, wtedy Wielki Kronopio pokazał mi, co kryło się za tymi ruchami: opadanie drobniutkich kawałeczków obumarłej skóry, włosów, resztek wyschniętej śliny, ale również fragmentów snów, które, jeśli cierpliwie ich odszukać, można było ponownie ułożyć w całość.
To dokładnie robi niejaki Mordzinski, kiedy usadza nas przed swoim aparatem fotograficznym. Każe nam odszukać nasze zapomniane fragmenty, urywki nas samych, to kim chcieliśmy być, a z czego zrezygnowaliśmy przez nieśmiałość, czy absurdalne konwencje.
Po kliknięciu, widzimy się i zadziwiamy: ten gest ostatni raz wykonywałem czekając na dziewczynę, kiedy miałem 17 lat, w ten sposób uśmiechałem się w nędznym hotelu w Asunción, w ten sposób trzymałem papierosa udając Roberta Mitchuma, co zapewniało mi powodzenie wśród dziewczyn.
Nagle czujemy się szczęśliwi i zakłopotani tym fragmentem nas samych, który oddał nam Mordzinski, ale kiedy chcemy mu za to podziękować, okazuje się, że już sobie poszedł, gdzieś daleko, i teraz zajmuje się pisarzami katalońskimi, czy z Izraela, albo z miejsc, do których tylko on potrafi dotrzeć.
W tej chwili niejaki Mordzinski zapewne gdzieś tam się przechadza, robiąc to, co potrafi najlepiej: przypomina nam zapomniane sposoby patrzenia, kochania, odczuwania, zabawy i– bo taki właśnie jest ten niejaki Mordzinski - szczęśliwy, bo uszczęśliwia przyjaciół.
Luis Sepúlveda, Gijón, lipiec 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz