Bzik na Pinterest

wtorek, 24 lipca 2018

BZIK IBERYJSKI POLECA: 18.Tydzień Kina Hiszpańskiego

Wcięło mi nowe wpisy ze strony bzikiberyjski.com/blog nie wiem, jak to zrobiłam. Niby są, a jednak ich nie widać.Wrzucam je tu, hurtowo, żeby gdzieś jednak były i żeby w nowym miejscu, za jakiś miesiąc, wystartować na nowo. Od zera. Z historią mojej przeprowadzki do Hiszpanii, z praktycznymi informacjami na temat jak się dostosować do hiszpańskiej rzeczywistości itp.


Napiszę szczerze, od siebie, króciutko i tylko o kilku filmach. Oto moje typy. Numeracja/kolejność nie są przypadkowe. Weźcie pod uwagę, że nie widziałam kilku tytułów z tegorocznego repertuaru. Jeśli o czymś nie piszę, to a) nie widziałam b) nie polecam
Pamiętajcie też, proszę, że to blog, przestrzeń osobista, nie kolumna z krytyką filmową, ani nie dział marketingu organizatorów festiwalu.

#1 AUTOR
Co roku większe emocje niż Orły czy Oskary wzbudza we mnie rozdanie nagród hiszpańskiego przemysłu filmowego (bzik iberyjski helooł). W AD 2018 trzymałam kciuki za Adelfę Calvo (drugoplanowa żeńska w filmie Autor) i za Javiera Gutiereza (pierwszoplanowa męska-też Autor). Udało się! Dlaczego to ten film z repertuaru 18. TKH polecam najbardziej? Po pierwsze, przyjemnie się go ogląda. Często wychodzimy z kina jak pobici, bo przecież poszliśmy po mocne emocje. Tu ich nie ma, za to jest ciekawa, wciągająca fabuła. Są świetne kreacje aktorskie wspomnianych już Gutiereza, Calvo czy Antonia de la Torre-genialny jak zawsze. Ten facet nie pudłuje! Jest też subtelne poczucie humoru. I jest niebanalne zakończenie. Bilet do kina na seans Autora to gwarancje dobrze spędzonych (prawie) dwóch godzin, czyli dobrze wydane pieniądze. O jednym chcę ostrzec, ta „malownicza Sewilla” z opisu to lekka przesada. Niczego oczywiście nie ujmując stolicy Andaluzji, film Manuela Martina Cuenki to nie klimat Lonely Planet, nie spodziewajcie się zbyt wielu widoków. Autor był przeważnie kręcony we wnętrzach. Owszem, czuć gorąc. Jeśli ktoś przeżył upały na południu Półwyspu Iberyjskiego, przypomni je sobie oglądając film i pewnie spoci razem z bohaterami... hm, czy ja was nadal zachęcam?
Kiedy tłumaczę film, oglądam go bardzo dokładnie i kilka scen i ujęć z Autora zostanie ze mną na długo. Ujęcie z góry na dozorczynię i pisarza i mina tegoż, wybuch wściekłości nauczyciela (Hemingway), czy każda ze scen, w których pisarz i jego mistrz siedzą naprzeciw siebie i omawiają projekt i które są jak pojedynek dwóch świetnych aktorów. Zobaczcie ten film!
Autor (El autor)
Hiszpania 2017, 112’
Reżyseria: Manuel Martín Cuenca
Scenariusz: Manuel Martín Cuenca, Alejandro Hernández
Obsada: Javier Gutiérrez, Antonio de la Torre, Adelfa Calvo, María León, Adriana Paz
Język oryginalny: hiszpański
Napisy: polskie, angielskie (tłumaczenie: Monika Mazur)

#2 ABRAKADABRA
Znowu genialny Antonio de la Torre, choć pewnie wielu stałych widzów THK wybierze ten film ze względu na Maribel Verdu (nie zawodzi) lub na osobę reżysera, Pablo Bergera. Kto widział Śnieżkę, będzie ciekawy.
Abrakadabra to komedia. Nie wiem, czy śmieszna**. Na pewno kompletnie zwariowana, dobrze zagrana i wyreżyserowana. I to napięcie jak w thrillerze!!! To jeden z tych filmów, w których wszystko trzyma się kupy. Niczego i nikogo nie jest za dużo. Jest też klimat, za który lubimy hiszpańskie kino: kolor, kicz, bar plus może nie wszędzie widoczna, brzydka strona biedniejszych dzielnic. Nie, to nie pocztówka. Relacje, jakie panują w tej rodzinie, choć hiszpańskiej, zupełnie spokojnie możemy przełożyć na polski grunt. Ja w połowie seansu poczułam, że bardzo lubię całą szurniętą familię.
To film, który nikomu nie zaszkodzi. I, jeśli nie każdemu, to prawie każdemu hispanofilowi się spodoba. Bezpieczny kandydat do obejrzenia.
**jestem ponurakiem. Nawet jeśli doceniam żart, to prawie nigdy się z niego nie śmieję. Jak mi się zdarzy raz czy dwa podczas całego filmu, to już jest dobrze, więc nie liczcie na mnie w kwestii oceny śmieszności komedii.
Hiszpania 2017, 96’
Reżyseria: Pablo Berger
Scenariusz: Pablo Berger
Obsada: Maribel Verdú, Antonio De la Torre, José Mota, Quim Gutiérrez
Język oryginalny: hiszpański
Napisy: polskie  (tłumaczenie: Monika Mazur)

#3 TWOJE OCZY
I... drodzy moi... wchodzimy w klimat mocnych emocji. Bądźmy szczerzy, często kręci nas to, co zakazane. Bohaterów filmu Pedro Aguilery również. Spróbuję krótko: skomplikowane relacje rodzinne +  voyeuryzm + pożądanie + utracona niewinność + nihilizm + manipulacja + przekraczanie granic + interwencja... Czy perwersja? Nie wiem, według mnie, niekoniecznie. Może bliżej mi do filmowego starszego brata niż młodszej siostry i dlatego określenie „zakazana miłość” moim zdaniem spłyca film. Bardzo mnie ciekawi relacja rodzic-dziecko. Co robią dorośli, żeby chronić swoje młode? W którym momencie walka o nie staje się walką z nimi? Uważam, że warto zobaczyć Twoje oczy. Obie role główne docenione przez krytykę.
Hm, to teraz spróbuję bardzo krótko: ładnie-gorąco-niebezpiecznie
Hiszpania 2017, 94’
Reżyseria: Pedro Aguilera
Scenariusz: Pedro Aguilera, Juan Carlos Sampedro
Obsada: Ivana Baquero, Julio Perillán, Lucía Guerrero
Język oryginalny: hiszpański
Napisy: polskie (tłumaczenie dla Nowych Horyzontów Jan Chojnacki)

#4 AŻ DO ŚMIERCI
Jeśli współautor scenariusza i reżyser filmu, Fernando Franco, nie ma osobistych doświadczeń związanych z opieką nad ciężko chorą osobą, to bardzo dobrze odrobił pracę domową. Zachowanie postaci jest tak autentyczne i to tak intymny film, że przechodzą ciarki. Po pierwsze, świetny scenariusz, po drugie, widać, że Ferdando Franco, Marián Álvarez i Andresowi Gertrudixowi znowu się dobrze pracowało razem. Po trzecie, świetne obie role główne… tak, w życiu  Álvarez i Gertrudix są parą. Jak dla mnie, to widać. Temat jest trudny i przyznam, że z przyczyn osobistych dwa lata temu, może nawet rok temu nie byłabym w stanie go obejrzeć. Dlatego ostrzegam, jeśli masz świeżo za sobą zmagania z chorobą bliskich... zastanów się, zanim go obejrzysz. Natomiast, jeśli lubisz intymne kino, lubisz z bliska przyjrzeć się głębokiej relacji ludzi będących w związku, to idealny film dla ciebie. Masz czas, żeby pobyć z postaciami, poznać je... Ja uwielbiam za to kino. Mogę na kogoś patrzeć z tak bliska...te chwile kiedy kamera skupia się całkiem na postaci, gdy pokazuje je w zbliżeniu lub półzbliżeniu...dla mnie są porównywalne jedynie z cieprliwym wysłuchaniem, bez oceniania, bez przerywania drugiej osobie.
I takie skojarzenie (nie porównanie) Aż do śmierci to film w klimacie Miłości Hanekego.
Hiszpania 2017, 104’
Reżyseria: Fernando Franco
Scenariusz: Fernando Franco, Coral Cruz
Obsada: Marian Álvarez, Andrés Gertrudix
Język oryginalny: hiszpański
Napisy: polskie (tłumaczenie Marta Miazga)

#5 CIAŁA  czyli „Get your freak out” i  „Love yourself a little more”
Tyle czasu upłynęło odkąd widziałam ten film, że nie pamiętam dokładnie emocji, jakie we mnie wzbudził, a zawsze to jest dla mnie motorem do pisania. Były silne, to pamiętam i też to, że odchorowałam ten film. Nie chcę go obejrzeć ponownie, ale uważam, że warto go zobaczyć nie tylko ze względu na ciekawą warstwę estetyczną: dekoracje, kostiumy, charakteryzacja są po prostu obłędne, ale i ze względu na przesłanie. Może właśnie głównie ze względu na nie.
Hiszpania 2017, 77’
Reżyseria: Eduardo Casanova
Scenariusz: Eduardo Casanova
Obsada: Ana Polvorosa, Candela Peña, Macarena Gómez, Carmen Machi, Eloi Costa, Itziar Castro
Język oryginalny: hiszpański
Napisy: polskie (tłumaczenie:  Agata Rudowska)

Bar… bez numeru, bo głupio nie zobaczyć nowego de la Iglesii i to fajna rozrywka, ale mam wrażenie, że już ją gdzieś widziałam. Alex się powtarza. Twarze się powtarzają… ale kurczę, wszyscy robią to tak dobrze, że...tak, idźcie na ten film jak w dym. Ubawicie się.
Poza tym
Lato 1993 - tak, polecam, ale o tym filmie już tyle pisano i tyle się jeszcze napisze, że nie czuję potrzeby wtrącenia swoich trzech groszy.
Fiesta (El Pregón) momentami szokująco durna i przez to śmieszna komedia z najlepszą rolą komediową, z jaką zetknęłam się w hiszpańskim kinie w ciągu ostatnich pięciu lat. Piszę to z całą odpowiedzialnością i z dużym bagażem hiszpańskiego kina. Berto Romero rozkłada na łopatki!
Z tych filmów, które chciałam obejrzeć, nie widziałam jeszcze Trudno powiedzieć żegnaj (No sé decir adiós) wiążę z nim duże nadzieje. Nie każcie mi pisać, co z repertuaru chciałabym odzobaczyć.

BZIK IBERYJSKI POLECA: Andrés Ibáñez „Lśnij, morze Edenu”


Wcięło mi nowe wpisy ze strony bzikiberyjski.com/blog nie wiem, jak to zrobiłam. Niby są, a jednak ich nie widać.
Wrzucam je tu, hurtowo, żeby gdzieś jednak były i żeby w nowym miejscu, za jakiś miesiąc, wystartować na nowo. Od zera. Z historią mojej przeprowadzki do Hiszpanii, z praktycznymi informacjami na temat jak się dostosować do hiszpańskiej rzeczywistości itp.


„Lśnij, morze Edenu”  hiszpańskiego pisarza Andresa Ibañeza to ponad ośmiuset stronicowa powieść przygodowa, utopia, traktat o muzyce, rozprawa filozoficzna i rozprawa z duchami i kompleksami np. nawiązania do postaci i twórczości Roberta Bolaño. Wszystko w jednym.
„W powieści nie ma mowy, że Roberto B. to Bolaño, choć rysunek na okładce i wszystkie odniesienia sprawiają, że to utożsamienie jest nieuniknione. Musiałem zrobić wiele dziwnych rzeczy, żeby uwolnić się od obecności Bolaño w moim życiu i w mojej twórczości. Niektóre wpływy literackie pomagają, inspirują i dają siłę, jak na przykład Borges. Inne, jak Nabokov i Bolaño, w moim przypadku, niszczą, stają się obsesją, chorobą, uniemożliwiają pisanie. Umieściłem Bolaño w powieści jako formę egzorcyzmu”.
Z początku powieść przypomina serial „Zagubieni” (org. Lost), którego bohaterami są pasażerowie ocaleli z katastrofy lotniczej, wyrzuceni przez morze na tajemniczą, prawdopodobnie bezludną, rajską wyspę. Potem stopniowo coraz bardziej się oddala się od tego wzorca, zaczyna przypominać inne utwory i gatunki. Ibáñez przyznaje: „Zawsze uskuteczniam renesansową imitatio. Jeśli jakaś historia mnie fascynuje, piszę ją na swój sposób”.
Oglądając odcinek z trzeciego sezonu serialu „Lost” pomyślałem: „Popsują go” i zacząłem pisać, żeby móc opowiedzieć to, co chciałem, życie wielu postaci. Chciałem stworzyć wiele światów w miniaturze, przeanalizować wiele dogmatów i wierzeń i zobaczyć jak te, połączone, niewolą”.
W “„Lśnij…” wiele razy mowa o tym, że jesteśmy niewolnikami samych siebie, lub naszych idei.
„Wiara czyni niewolników. Wiara wymaga niewolników. Dlatego aby nie być niewolnikiem niczego, trzeba w nic nie wierzyć”. [str. 262]
„Usiadłem na wskazanym krześle i spytałem Lewellyna, czemu traktuje mnie tak dobrze, podczas gdy moich towarzyszy zmusza do niewolniczej pracy.
– Niewolniczej – powtórzył, szeroko otwierając oczy. – Niewolniczej, mówi pan. To zupełnie jakby twierdzić, że ja jestem niewolnikiem swojego żołądka, ponieważ muszę na niego pracować. Albo że mój żołądek jest moim niewolnikiem, ponieważ musi przyjmować wszystko, co do niego wrzucę. Jesteśmy niewolnikami czasu. Bo nie możemy go zatrzymać ani zawrócić. Jesteśmy niewolnikami oddychania. Bo nie możemy z niego zrezygnować.
Moje oczy są niewolnikami światła. Moje paznokcie to też moi niewolnicy. Co to właściwie znaczy: być niewolnikiem? Ten świat jest światem niewolników. Albowiem istnieją prawa, prawa, których nie sposób obejść. Wszyscy czemuś służymy. Wszyscy jesteśmy niewolnikami czegoś lub kogoś, czyż nie?
– Pan jest niewolnikiem pana Pohjoli.
– To już nie niewolnictwo, gdy z własnej woli służymy czemuś, co nas znacznie przerasta”.[str. 642]
Poza popularnym serialem i twórczością ww. chilijskiego pisarza i poety, znajdziemy w „Lśnij…” ogromną ilość odniesień i nawiązań do kultury wyższej i tej popularnej, na przykład do innych rozbitków z kart książek: Robinsona Crusoe czy bohaterów Władcy Much Williama Goldinga. Andrés Ibáñez mierzy się z nieprzebraną ilością idei i paradygmatów, od podstaw katolickiej moralności, przez indiański mistycyzm, opisuje zamknięcie wielu społeczności na obcych, pisze o poczuciu wyższości człowieka z Zachodu, który chce „nieść pomoc zacofanym”, mówi o przelotnych flirtach i długotrwałych, toksycznych związkach z różnego rodzaju sektami, o medytacji, wierze i postrzeganiu. Poprzez mnogość postaci i wątków pokazuje różne rodzaje relacji, różne rodzaje miłości. Pięknie też opisuje wyspę, jej bujną przyrodę i przeważnie niesprzyjający klimat. Choć ocena tego ostatniego wydaje się subiektywna.
„Zamykam oczy i widzę lśnienie. Lśnienie kotliny między jodłami, lśnienie morza pośród palm. Lśnienie, które towarzyszyło nam przez te miesiące na wybrzeżu. Lśnienie świata w całym jego pięknie, którego nie potrafimy dostrzec. Dostajemy do dyspozycji raj i przez swoją małostkowość zamieniamy go w pełne naszych demonów piekło”. [str.794]
Wydaje mi się, że w powieści Ibañeza najważniejsza jest podróż w głąb siebie, rozwój duchowy i muzyka, zawsze i wszędzie, muzyka, która rodzi się z ciszy. Cały rozdział jest poświęcony ciszy. Z kolei 78 opowiada o uniwersytecie, na który większość z bliskich mi osób chciałaby pójść. Ja też. To jedna z tych powieści zachęcająca do pogłębienia wiedzy, w których czytelnik podkreśla nazwy, które chce sprawdzić, zaznacza ulubione fragmenty, do których z przyjemnością po czasie wróci.
Między innymi ze względu na mnogość informacji, odniesień, dziedzin sztuki i nauki, które obejmuje dzieło Hiszpana, oraz ze względu na bogactwo języka, którym posługuje się autor powieści, jej tłumaczenie musiało oznaczać tytaniczną pracę. Lektura przekładu Barbary Jaroszuk to czysta przyjemność. Nie spieszcie się czytając „Lśnij, morze Edenu”, niecierpliwi, żeby zobaczyć co stanie się dalej. Delektujcie się tą książką. Jest tego warta. Idealna na porę roku, która właśnie nastała.
Czerwone fragmenty to linki do cytowanych i tłumaczonych przeze mnie artykułów. Wszystkie cytaty z powieści pochodzą z jedynego polskiego wydania: Ibáñez Andrés, „Lśnij, morze Edenu”, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2017.

BZIK IBERYJSKI POLECA: materiały do nauki hiszpańskiego

Wcięło mi nowe wpisy ze strony bzikiberyjski.com/blog nie wiem, jak to zrobiłam. Niby są, a jednak ich nie widać.
Wrzucam je tu, hurtowo, żeby gdzieś jednak były i żeby w nowym miejscu, za jakiś miesiąc, wystartować na nowo. Od zera. Z historią mojej przeprowadzki do Hiszpanii, z praktycznymi informacjami na temat jak się dostosować do hiszpańskiej rzeczywistości itp.

W tym roku uczyliście się hiszpańskiego i boicie się, że wakacyjna przerwa zrobi Wam w głowie spustoszenie? Chcecie powtórzyć coś z gramatyki, lub właśnie planujecie rozpocząć naukę języka?  Poza tym, że zapraszam do siebie na lekcje prywatne, lub te, które prowadzę w szkole El Puerto, chcę Wam zarekomendować źródła do samodzielnej pracy w domu.
 
MATERIAŁY AUDIOWIZUALNE:
 
Poziom dla początkujących. Seriale / filmiki specjalnie do nauki, czyli z napisami po hiszpańsku i czasem też po angielsku. Zazwyczaj występują w nich słabi aktorzy, ale chyba można się do tego przyzwyczaić.
 
https://hablacultura.com/multimedia-spanish-sitcom/ Te trzy dostępne lekcje to całkowity początek, pierwsze kroki. To zajawka płatnego kursu online.
 
 
BBC "Mi vida loca" To materiał dla osób znających angielski, rozpoczynających naukę lub chcących powtórzyć poziom A1.
http://www.bbc.co.uk/languages/spanish/mividaloca/  - warto zrobić ćwiczenia, czyli odpowiadać na głos na pytania.
 
 
Słynne, polecane przez wielu lektorów "Extra" wisi w całości na YT, najlepszej jakości obraz znalazłam na kanale szkoły z Hong Kongu, ale możecie szukać odcinków z innych źródeł. Są różne poziomy, zaczyna się, tradycyjnie od A1 :)
 
 
Wydawnictwa podręczników do hiszpańskiego mają swoje kanały na YT i możecie tam szukać materiałów dla A1 i A2. Są też filmiki dla bardziej zaawansowanych, ale ten wpis jest skierowany głównie dla osób początkujących.
 
***
 
Trudniejsze materiały, czyli normalne filmy i seriale tłumaczone na język polski.
 
Można oglądać hiszpańskie filmy z napisami po polsku na różnych platformach. Ja polecam Netflix: w wewnętrznej wyszukiwarce wpisujecie "po hiszpańsku" i pojawia się cała sekcja. Jest tam parę rewelacyjnych filmów i 2 dobre seriale.
 
 
Na tej platformie jest prawie cała filmografia Pedro Almodovara i np nagrodzona w Hiszpanii "Isla Mínima", która kryje się pod polskim, tajemniczym tytułem "Stare grzechy mają długie cienie". https://vod.pl/filmy#catalog/0/eu/0/date
 
 
Dla wszystkich: od A1 do C2. Na YT jest kanał Legalnej Kultury: Sala kinowa. Ma sekcję hiszpańską. Kilka perełek i kilka średnich filmów, ale z każdego możecie się nauczyć kilku zwrotów.
 
 
***
No i jest opcja najtrudniejsza, ale najbardziej skuteczna. Hiszpańskie filmy i seriale z napisami po hiszpańsku. To raczej polecam ją uczniom na poziomie B-C.
Z automatu jest ustawiona najnowsza seria, trzeba zmienić na T1 (Temporada 1)
 
Jest też serial osadzony współcześnie
Tu też trzeba wybrać T1.
Najfajniejsze seriale nie są dostępne w naszym kraju :( nie wiem czy przy pomocy VPN uda się to obejść. Ja nie próbowałam.
 
 
 
PODRĘCZNIKI DO SAMODZIELNEJ PRACY:
 
Tylko gramatyka: Podręcznik w całości po hiszpańsku. Z sensownymi ćwiczeniami. Klucz trzeba kupić oddzielnie. Tu linki do poziomów A1 i A2. Polecam całą serię.
 
 
Do samodzielnej pracy nie tylko z gramatyką ale też całą masą potrzebnych wyrażeń polecam polski podręcznik Hiszpański w tłumaczeniach. Nie jest dostosowany do poziomów DELE. To autorski program. Najlepszy z jakim się kiedykolwiek zetknęłam!!! Jest płyta i można powtarzać za hiszpańską lektorką. I zdecydowanie polecam tak postępować. Ma kilka części, niedawno wyszła 5ta.
Można znaleźć tę książkę taniej, ale PWN ma darmową dostawę i wychodzi na to samo.
 
 
A na koniec letni, nienachalny i przede wszystkim z tekstem na ekranie, kawałek meksykańskiego artysty Caloncho.
 
 
Wpis powstał na bazie listy materiałów, jaką poleciłam uczniom jednego z kursów, na którym przez chwilę zastępowałam koleżankę i kilku osobom, które pobierają u mnie prywatne lekcje. Skoro już ją skleciłam, to myślę, że im więcej osób z niej skorzysta, tym lepiej. Przyznaję otwarcie, że nie jestem fanką podręczników do gramatyki czy słownictwa napisanych "dla wszystkich" czyli od A1 do B2 i zdecydowanie polecam te poziomowane.
 
 
Trzymam kciuki za Wasze postępy.

BZIK IBERYJSKI POLECA: Aleksandra Lipczak, “Ludzie z Placu Słońca”

Aleksandra Lipczak, “Ludzie z Placu Słońca”, wyd. Dowody na Istnienie, 2017




Piątek. Jadę 7-ką przez Most Poniatowskiego, czytam tytułowy rozdział książki i ryczę jak jego bohaterka. Może Ada Colau, stroniąca od tradycyjnej polityki aktywistka, która została pierwszą burmistrzynią Barcelony i ja mamy coś wspólnego? Obie łatwo się wzruszamy. A może to świado-mość tego, że czytam o najważniejszym, według mnie, zjawisku, jakie miało miejsce w ostatnich latach w Europie: o sukcesie aktywistów, którzy udowodnili, że działania oddolne, mobilizacja społeczeństwa i solidarność mają sens i przynoszą efekty, o tym, że transparentność pracy urzędników miejskich jest możliwa i o konieczności walki o równouprawnienie? Mowa o społecznej Platformie Poszkodowanych przez Hipoteki (po katalońsku PAH Plataforma d'Afectats per la Hipoteca) i o później zawiązanym ruchu miejskim Barcelona en Comú.
Książkę zaczęłam czytać dokładnie dwa tygodnie wcześniej.  Wciąga od pierwszego rozdziału.
To reportaż, który dzięki fragmentarycznej narracji czyta się jak kryminał.  Co więcej, to opowieść
o zjawiskach, które są mi znane ze studiów, z życia w Hiszpanii, z hiszpańskiej prasy, z którą od powrotu do kraju staram się być na bieżąco, z rozmów ze znajomymi i przede wszystkim z kina, ale
o tym za chwilę. A jednak, mimo że “przecież to wiem”,  sposób, w jaki Aleksandra Lipczak opisuje konkretne zjawiska i rzetelność, z jaką zebrała materiały sprawiają, że lektura jest pasjonująca. Zazdroszczę jej dziennikarskiego warsztatu i talentu. To książka zarówno dla tych, którzy sporo wiedzą o Hiszpanii, jej historii i kulturze jak i dla tych, którym ojczyzna Picassa kojarzy się wyłącznie z winem, bykami i plażą.
Lipczak pisze o kryzysie, o ruchu Oburzonych, o tysiącach bezrobotnych i emerytów, którym banki odebrały domy. Pisze o tym jak do tego doszło, o boomie budowlanym, o najważniejszych zjawiskach z okresu transformacji, która była wzorem dla polskiego procesu przemian z lat 90-tych. Pisze o ranie, jaką w świadomości hiszpańskiego społeczeństwa zostawiła wojna domowa i o ciszy jaka panuje wokół tego tematu. Pisze też o piętnie, jakie na Hiszpanach odcisnęły lata dyktatury Franco, o ludziach kretach i o temacie mniej poważnym choć nieodzownym w hiszpańskiej kulturze: o barach. I pisze, jak już wspomniałam, bardzo ciekawie.
Od pierwszych rozdziałów mam nieodparte wrażenie, że kluczem w wyborze tematów jest hiszpańska kinematografia ostatnich lat, wiele z tych filmów pokazaliśmy podczas Tygodnia Kina Hiszpańskiego. Jest też jeden dokument, ten o madryckiej movidzie i Pedro Almodovarze. Zapytana o to autorka nie potwierdza mojej teorii. W takim razie to kino jest odbiciem zjawisk, o których mowa w zbiorze reportaży, a to dlatego, że pośrednio lub wprost nawiązuje do tego, co się obecnie dzieje w hiszpańskim społeczeństwie.
Lekturę  Ludzi z Placu Słońca zaczęłam od egzemplarza recenzyjnego w pdf, potem wysłuchałam dwóch rozdziałów (jednego z nich po raz drugi) pięknie przeczytanych przez Jerzego Radziwiłowicza na spotkaniu z autorką w Faktycznym Domu Kultury. Przygodę z tym zbiorem reportaży skończyłam przewracając kartki papierowej kopii z autografem. Zrobiło mi się przykro gdy na jednej z nich zamiast kolejnego rozdziału znalazłam biografię.
Poniedziałek. Pada. Patrzę na zmoknięte drzewa, słucham mojej listy jazzowej na YouTube i tęsknię. Zastanawiam się czy nie zacząć czytać tych reportaży od nowa. Może jednak zajrzę do tej biografii
i znajdę inspirację do kolejnej lektury?